Strasznie słaby i nudny. Jeszcze ta straszna maniera Jackie podczas mówienia. Nie mogłem znieść sposobu w jaki mówi. Strasznie irytujący. Tak jakbym słuchał, nie obrażając nikogo, niepełnosprawną umysłowo.
To film o żałobie i jako taki jest bardzo stonowany. Opowiedziany z ogromnym taktem. Nic nie zapowiadało, że właśnie ten reżyser i ten scenarzysta podołają opowiedzeniu historii żałoby Jackie. Spisali się genialnie. W filmie nie ma żadnej histerii, żadnego szantażu emocjonalnego, pretensji, patosu. Naga prawda, żal, pretensja, złość, ból, godność i fason - do samego końca.
Jaka godność? Z filmu wynika absolutny jej brak. Jeśli już to właśnie ten trącający fałszem patos. Jeśli Jackie była taka naprawdę, to była wyjątkowo żałosną kobietą. Z tą swoja miłością do męża, który ją poniżał zdradami na lewo i prawo. Nawet biegał nago po jakimś hotelu naćpany, co próbowały tuszować służby. Powinna się cieszyć, ze się od niego wreszcie uwolniła, nie za nim płakać. I jeszcze te patetyczne, że niby chciałaby za niego umrzeć. Co za żenada! Albo była na maksa fałszywa i sztuczna, albo żałosna i bez charakteru. Do tego była matką. Gdzie troska w tym wszystkim o dzieci? Nigdy nie była to dla mnie wybitna postać. Po tym filmie straciłam resztki szacunku.